26 kwietnia 2015

-40% w drogerii Natura - moje łupy


Witajcie :)

Promocje w drogeriach działają na mnie jak miód na Kubusia Puchatka. Zwłaszcza te coroczne wielkie przeceny w Rossmannie i Naturze. Dziś chcę Wam pokazać, co udało mi się tym razem upolować.


Naprawdę nie zainteresowałam się informacją o obniżkach w Naturze (zwłaszcza, że pojawiły się już pogłoski o promocjach w Rossmannie i tam zamierzałam się obkupić), ale kiedy zaczęłam przeglądać zeszłoroczne filmiki i posty o tym, co warto kupić, przepadłam. Bardzo wiele dziewczyn polecało produkty marek dostępnych w Naturze, więc natychmiast zrobiłam sobie listę i następnego dnia pojechałam (a muszę zaznaczyć, że akurat do tej drogerii mam daleko, właściciele powinni zdecydowanie coś z tym zrobić :) ).

Patrząc na wszystkie produkty, które kupiłam, stwierdzam, że króluje marka Kobo :) Muszę Wam powiedzieć, że strasznie podoba mi się ich design, opakowania są eleganckie, wyglądają na drogie, może nie luksusowe, ale właśnie profesjonalne. Co prawda pełna nazwa firmy brzmi właśnie Kobo Professional, ale myślę, że jest to chwyt marketingowy - jeśli się mylę bardzo proszę poprawcie mnie w komentarzach.

Pierwszą rzeczą, po którą pobiegłam, był korektor pod oczy Modeling Illuminator. Produkt jest zamknięty w pudełeczku w kształcie błyszczyka, mam w kolorku 101, czyli tym jaśniejszym (dostępne są dwa). Do tej pory raczej nie używałam korektorów, mam taki w "błyszczykowym" opakowaniu z Miss Sporty, ale szczerze mówiąc nie widziałam, żeby on coś robił, miałam nawet wrażenie, że skóra wygląda gorzej niż bez korektora, więc najczęściej z tego kroku w makijażu rezygnowałam. Nigdy też nie miałam zbytniego problemu z cieniami pod oczami, ale niestety ostatnio się to zmieniło. Pewnie przez niewyspanie, może przez stres, pojawiły się sińce, które niestety już wymagają zakrycia. Ten korektor z Kobo polecała Maxineczka jako jeden z niewielu dostępnych stacjonarnie, więc postanowiłam go wypróbować. Myślę, że jak go potestuje, zrobię dla Was osobny wpis z jego recenzją.
Aha, najważniejsze, w promocji zapłaciłam za niego 10,19 zł.


Skoro jesteśmy już przy Maxineczce, jako maniaczka jej filmików nie mogłam nie wpisać na listę cienia z Kobo nr 205 Golden Rose. Na szczęście w mojej Naturze była dostępna jego wersja w formie wkładu, więc po przecenie cień wyniósł mnie oszałamiającą kwotę 5,99 zł. Powiem Wam, że rzeczywiście jest boski. Co prawda jeszcze nie użyłam go do makijażu na powiece (chciałam najpierw zrobić zdjęcie zanim zacznę go ciapać pędzlem), ale na palcu wygląda cudownie. W plastikowym pudełeczku co prawda prezentuje się okropnie, ale zamierzam go włożyć do paletki z Inglota, gdzie mam jeszcze parę wolnych miejsc.


Kolejnym nabytkiem jest pigment, którego w sumie nie zamierzałam kupować, ale przekonała mnie cena (4,19 zł). Nie żałuję, pigment jest cudny, kupiłam kolor 501 Violet Blush. Pierwsze, co mnie zaskoczyło po otworzeniu słoiczka, to konsystencja - pigment jest bardzo drobno zmielony, kojarzy mi się z mąką ziemniaczaną, jeśli wiecie o czym mówię. Posiadam pigmenty z Essence oraz ten pyłek Star Dust z My Secret i to jest zupełnie inna konsystencja. Strasznie mi się ten efekt podoba, po nałożeniu nie widać żadnych drobinek ani brokatu, tylko poświatę fioletowego koloru. Szczerze mówiąc gdybym wiedziała, jaki efekt daje ten produkt na pewno kupiłabym więcej kolorów.


A teraz coś, czego właściwie nie zamierzałam kupować. Mam jeden bronzer (Honolulu z W7) ale jest on tak ciemny, że zwyczajnie boję się go używać. Stwierdziłam więc, że trzeba się przełamać, ale najpierw może potrenować na czymś bezpieczniejszym. Tym sposobem w moim koszyku znalazł się Matt Bronzing & Contouring Powder w odcieniu 308 Sahara Sand, czyli tym najjaśniejszym. Kolorek jest śliczny: matowy, chłodny brąz, bardzo jasny, ale przy mojej wręcz białej cerze powinien się sprawdzić idealnie. Zapłaciłam za niego 11,99 zł.



Z My Secret tylko jedna kredka do oczu czyli Satin Touch Kohl w kolorze 19 Nude. Zamierzam jej używać na linię wodną w celu rozjaśnienia spojrzenia i powiększenia oczu. Mam nadzieję, że będzie wyglądać lepiej niż biała kredka w tym miejscu. Kosztowała 3,59 zł.


Z szafy Catrice wybrałam dwa produkty. Zestaw do brwi Eyebrow Set - z tego co widzę, nie ma tu żadnego numerka ani koloru. Spodobał mi się dlatego, że w środku kryją się dwa cienie: jasny i ciemny brąz, oba chłodne. Z reguły w tego typu zestawach znajdujemy cień i żel, którego nigdy nie używam, a tu mamy dwa sensowne kolory, można się pobawić z ciemniejszym cieniem przy końcu brwi a jaśniejszym zaznaczyć początek. W środku plastikowej, czarnej kasetki oprócz cieni znajdziemy spore lusterko, a w szufladce na dnie mini pęsetkę i grzebyczek. Za cały zestaw zapłaciłam 11,39 zł.

(przepraszam za maźnięcie na ciemniejszym cieniu)

I wreszcie ostatni produkt, którego naprawdę nie zamierzałam kupować, ale w sumie złapałam go już przy samym wyjściu. Maxineczka bardzo poleca te róże, a kolor strasznie mnie urzekł, więc postanowiłam dać mu szansę i go przetestować. Wybrałam 070 Pinkerbell, to bardzo różowy, wręcz neonowy zimny róż, może minimalnie wpada w fuksje. Jest bardzo mocno napigmentowany, więc raczej trzeba będzie z nim uważać, ale myślę, że teraz na lato będzie to fajny kolor. Kosztował 8,99 zł. 


I to już wszystko. Teraz, jak na to patrzę, to ilość mnie trochę przeraża, a za chwilę jeszcze kolejne promocje w Rossmannie, Z drugiej strony, ceny w tej promocji są bardzo atrakcyjne, a ja wyznaję zasadę, że lepiej poczekać na tego typu promocje i kupić wszystko, o czym się marzy, niż kupować pojedynczo każdą rzecz ale za pełną kwotę.

A jak to wygląda u Was? Jesteście zadowolone ze swoich zakupów? Czy może tym razem się powstrzymałyście?

Pozdrawiam Was cieplutko i do następnego razu :)

Kira

2 komentarze:

  1. A ja nie mam nigdzie w pobliżu Natury ;(((( Może w Hebe byłyby kosmetyki z Kobo???
    Ps. M. Cię nie wywalił z domu za te zakupy? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm byłam kilka razy w Hebe i widziałam Catrice ale Kobo nie kojarzę... wybierzemy się jak przyjedziesz ;)
      M. mnie dzielnie wspiera xD

      Usuń